niedziela, 9 czerwca 2013

Monorożcowato


Kolejny weekend dobiega końca, a ja jeszcze żyję tym poprzednim, spędzonym u J., zresztą, jednym z lepszych weekendów ostatnich czasów. Nie spodziewałam się, że będzie aż tak świetnie, tym bardziej się cieszę i chichoczę pod nosem ze wzmożoną intensywnością na wspomnienie leniwych spacerów, niekończącej się głupawki, obfitującej w żydożarty i suchary stulecia, nocnych eskapad po więcej alkoholu i wszystkich tych małych szczegółów, które sprawiają, że do tej pory chodzę aż za bardzo nakręcona a na sercu jakoś tak cieplej, bo dobrze jest wiedzieć, że normalni, fajni ludzie jeszcze istnieją i jest ich chyba nawet więcej, niż mi się do tej pory wydawało i że nie wszyscy faceci to marudne cipy. Cholera, to miła odmiana być chociaż raz traktowaną faktycznie jak KOBIETA. Generalnie jestem najpierw człowiekiem, a dopiero później babą, ale tak mocno zagłębiłam się w bycie "mentalnym samcem", że czasem po prostu mnie to męczy i brakuje mi takich małych rzeczy, jak pogłaskanie po głowie, załamanie rąk nad moimi blond momentami, czy łopatologiczne wyjaśnienie jak coś działa i dlaczego.

J.


Brakowało mi takiego oderwania się od codzienności, zmiany otoczenia, jakiejś takiej świeżości i nowości, nawet mimo tego, że moja codzienność ostatnio sama z siebie obfituje w wydarzenia maści wszelakiej i na nudę narzekać nie mogę (wszak w ciągu ostatniego pół roku przeżyłam więcej, niż przez całą resztę mojego życia), a jednak dawno nie miałam okazji aż tak doładować sobie akumulatorków. Teraz pozostaje mi oczekiwać wakacji i powtórki z rozrywki a później Woodstocku! :)





Teraz, po powrocie do rzeczywistości, spinam dupę i działam. W końcu zaczęłam się uczyć (mało, bo mało, ale jest tendencja wzrostowa!), ruszyłam z projektami i po kilku miesiącach marudzenia w końcu wprowadzam w życie plan pod tytułem Koniec pierdolenia, czas się schudnąć. Ile z planu wyjdzie - zobaczymy, wszak jestem mistrzem rzucania słów na wiatr, słomianego zapału i gubienia motywacji. Plan rozpoczynam w trybie natychmiastowym, chociaż dzisiaj opracowuję tylko strategię działania, jutro zacznę wprowadzać go w życie. Na początek, w ramach doprowadzenia się do stanu używalności, mam zamiar przez tydzień żywić się tylko owocami i warzywami (nawet ambitnie ułożyłam sobie jadłospis!), z tej też okazji zapewne w nowej notce będzie dużo zdjęć jedzenia. Miło byłoby dorzucić do tego jakąś formę ruchu, ale to wymaga głębszego przemyślenia z racji pogarszającego się stanu moich kolan, na własne, zresztą, życzenie (bo ja nie mogę chodzić jak normalny człowiek. Ja poruszam się albo tramwajem albo biegiem. Na obcasach. Z obciążeniem - bo do domu, bo bagaż).
I jeszcze tylko brakuje mi czasu dla moich roślinek, co mnie radością nie napawa, bo mam do wysadzenia duże ilości pomidorów, papryki i niekończące się grządki do wypielenia. Cóż, tymczasowo muszą poradzić sobie beze mnie. 

4 komentarze:

  1. Foteczki w lustrze jako podstawa bytowania każdego porządnego fotografa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tajemniczy Jagub i jego sut XD Jestem wzruszon po przeczytaniu wpisu, miło mi, że się podobało :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale się przyczepiłeś tych sutów xD
      SIĘ CIESZĘ, ŻE SIĘ CIESZYSZ.

      Usuń