sobota, 11 maja 2013

Ambitny tytuł: NIE OGARNIAM.

Przybywam po długiej nieobecności, aby ogłosić wszem i wobec, że żyję i mam się świetnie (chyba). Czas upływa mi głównie na pokonywaniu kilometrów ulic szczecińskich w godzinach wieczornych sposobem piechotnym, na pracy, na niekończących się rozmowach z przyjaciółmi maści wszelakiej, na odwlekaniu nauki i projektów oraz na próbach zrozumienia pewnych spraw, co wiąże się w nieustannym mętlikiem w głowie, nieprzespanymi nocami i sinusoidą nastrojów. Lato zapanowało na dobre (TO NIE JEST WIOSNA), zarażając mnie skutecznie przemiennością stanów radośnie słonecznych, melancholijnie deszczowych i gniewnie burzowych i bardzo wiele wysiłku kosztuje mnie zachowanie zdrowego rozsądku i zapobieżenie wpadnięciu w otchłań nieracjonalnych i bezsensownych emocji.
Dużo ostatnio się dzieje. Im więcej się dzieje, tym bardziej nie mam o czym pisać. To znaczy, mam, ale tym trudniej jest mi to ubrać w słowa, bo jakoś prościej jest pieprzyć głupoty o sukienkach, paznokciach i odchudzaniu, niż o sprawach istotnych, dlatego też za tę notkę zabieram się po raz diabliwiedząktóry i nie wiem, dokąd mnie to zaprowadzi, bo nawet nie mam pewności, czy ją skończę, więc wrzucę milion wiosennych zdjęć, na wypadek, gdyby był to już koniec notki.






Hedera helix niezmiennie miłością mojego życia

Profesjonalne podkiełkowywanie nasion melona, kawona i dyni

Równie profesjonalna rozsada pomidora i papryki, która pewnie zginie z powodu
braku namiotu, który miał być, ale go nie będzie.


Jako początkująca wiedźma ukręciłam syrop z mniszka,
smakujący jak czerwone lizaki-serca z kiosku.



Z okazji wiosny, sezon na bieganie z aparatem
za zwierzyńcem wszelakim, uważam za rozpoczęty!

Zadziwia mnie ostatnio bezrefleksyjność ludzi nas własną osobą i nieznajomość siebie. Jestem człowiekiem, który spędza dłuuugie godziny na dywagacjach nad samym sobą, na dociekaniu motywów mojego postępowania, na gdybaniu i próbach zrozumienia własnego zachowania. Powoduje to, że trwonię niesamowite ilości czasu, który mogłabym przeznaczyć na coś bardziej pożytecznego, coś bardziej wymiernego i niezmiernie mnie to do tej pory irytowało, ale uświadomiłam sobie, z dużą pomocą G., że to wcale nie jest czas stracony. Posiadłam, mianowicie, dość rzadką umiejętność panowania nad sobą.
Człowiek z reguły odbiera wszystko bardzo personalnie, ocieka subiektywnością i ma niesamowity problem z chłodną oceną własnych działań. To straszne, ale stanowcza większość ludzi nie ma zielonego pojęcia, skąd się biorą ich własne emocje i dlaczego w danych sytuacjach reagują tak, a nie inaczej. Niezrozumienie samego siebie prowadzi do ogólnego niezrozumienia, do komplikowania życia sobie i innym, do upośledzenia i utrudnienia kontaktów z innymi, które przecież mogłyby być tak wspaniale proste. Wprawdzie trudna to sztuka, wyjść z własnej osoby, stanąć obok i spojrzeć na siebie obiektywnie, jak na zupełnie obcego człowieka. Nie jest łatwo pozbyć się filtru uczuć i myśli, przesłaniającego nam rzeczywistość, ale to jednak upraszcza życie. Nie ma sensu przejmować się czymś, co wydaje nam się tragedią, a tak właściwie nikt nie zwrócił na to uwagi. I tak samo nie ma sensu udawać, że jest się czystym jak łza, w momencie, w którym poważnie się coś spieprzyło. A ludzie... ludzie unikają rozwiązywania problemów. Uparcie spychają je na dalszy plan, bojąc się o nich rozmawiać i myśleć, bo przecież to takie trudne, bo przecież jak zignoruję, to znikną. Problemy takie natomiast lubią się piętrzyć, aż do momentu w którym wieża runie i zaleje samego zainteresowanego falą nieprzyjemności, powodując chroniczną frustrację, poczucie niesprawiedliwości i nieszczęśliwość ogólną.
Tymczasem przecież komunikacja jest podstawą zdrowych relacji! I to tyczy się zarówno relacji z innymi ludźmi, jak i z własną personą.

Cholera, wydam kiedyś poradnik "Jak żyć z samym sobą".

Inna kwestia, która zaprząta ostatnio moją głowę, to niestałość, wszechobecna w życiu. Jako filozof naszych czasów stwierdzam, że generalnie wszystko zależy od wszystkiego :D
Troszkę mnie to przeraża, bo z jednej strony mamy schematy, pewne utarte ścieżki, którymi kroczymy nieświadomie, często nawet zapieramy się, że "ja taki nie jestem, ja tak nie zrobię, ze mną jest inaczej!", po czym popełniamy te same błędy, co miliony przed nami i wpisujemy się w te same ramy. Jednakowoż, każdy człowiek jest inny, więc we wzorach takich występują zmienne, cudownie losowe, należące do nieskończenie wielkiego zbioru. I niby wszystkie sytuacje się powtarzają i mają podobny przebieg, jednak nasza zmienność, nasz charakter oraz charakter innych ludzi jak i cała masa innych szczegółów sprawiają, że każda z tych sytuacji wydaje się być unikalną, wyjątkową i niepowtarzalną. I tu pojawia się pytanie: po której stronie stoisz? Czy odbierasz wszystko personalnie i każda nowa sytuacja wydaje Ci się świeża, niesamowita, niespotykana? Czy uważasz, że to przeznaczenie wytycza Ci ścieżkę, bo zauroczony kolejną rzeczą, wskakującą w miejsce niewiadomej x i y nie dostrzegasz powtarzalności zdarzeń i jesteś w tym zaślepieniu do cna szczęśliwym człowiekiem, urzeczonym magią chwili? Czy może wręcz przeciwnie, przesiąknięty logiką, z wyostrzonymi zmysłami skupiasz się na analogii zdarzeń obecnych z tymi minionymi i potrafisz przewidzieć, w pewnym stopniu, ich przebieg, zapewniając sobie w ten sposób pewność i stabilność, oszczędzając sobie zaskoczeń ale i pozbawiając się przyjemności cieszenia się chwilą?

4 komentarze:

  1. Ja jestem chodzącą bipolarnością. Przeczytam tekst na semiotykę, już czytam, tekściku, za chwileczkę, już...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja za bardzo skłaniam się ku drugiej wersji. Nie ma błysku, jest rozsądek.

      Usuń
  2. Nie ma problemu o którym się nie mówi! Uważam, że refleksja skierowana ku własnej osobie jest podstawą nie tylko do rozwoju samego siebie, ale potem w konsekwencji każdej naszej relacji, otoczenia, świata. Gdyby ludzie zastanawiali się nad sobą częściej, byliby bardziej wyrozumiali i empatyczni, rozumiejąc siebie, zaczynasz rozumieć innych. A jak chcesz podejść do drugiego człowieka, pojąć jego emocje, gdy nie jesteś w stanie nazwać swoich? Nazwać to jeszcze pół biedy, gdy ludzie starają się w ogóle nie myśleć o swoich odczuciach- "Muszę znaleźć prace, by przestać myśleć." A jak potem cudownie można skonfrontować własne przemyślenia z drugim człowiekiem! Rozmowy z Tobą są dla mnie niezwykle rozwijające Ch. <3 Dla mnie jednym z życiowych celów jest zrozumienie samego siebie. Jak zwykle ostateczną konkluzją jest to, że trzeba czytać książki. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, nawet ja mam takie stany, że nie wiem o co mi chodzi i potrzebuję analizy z zewnątrz, jesteś chyba jedyną osobą, która jest mi w stanie taką analizę zafundować. Jesteśmy jak... jak rośliny bobowate i bakterie Rhizobium!
      Tekst z pracą i myśleniem doprowadza mnie do szału niezmiennie, odkąd go usłyszałam.

      Usuń