sobota, 29 września 2012

Jesiennie, kuchennie

W kuchni suszą się nieprzebrane góry pokrzywy, skrzypu, lubczyku i cząbru, pietruszka z miętą siedzą w zamrażarce, zawekowane owoce stoją w równym rządku, nalewka z czeremchy grzecznie czeka na odfiltrowanie, piekarnik pracuje na pełnych obrotach prawie codziennie, torturując zapachem ciepłego ciasta, girlandy suszących się grzybów zdobią każdą możliwą powierzchnię a w tym wszystkim króluję ja, z rozwianym włosiem, mąką na spodniach i uśmiechem na twarzy.
JAK JA KOCHAM JESIEŃ!


Po cieście marchewkowym przyszła kolej na dyniowe, które urzekło dosłownie wszystkich domowników i wysunęło się na prowadzenie w rankingu najlepszych ciast ever, nawet mimo tego, że opadło i prezentuje się mało atrakcyjnie. A pomiędzy śniadaniem a sprzątaniem lub kolacją a spaniem, wychodzą spod dłoni mych niezliczone blachy kruchych ciasteczek kokosowych, kakaowych lub cytrynowych czy kolejne porcje owocowego crumble, doprawionego cynamonem, rumem i masłem orzechowym, które stały się moim hitem na deser. 


Jako, że zakończyłam praktyki (co wcale nie napawa mnie radością, bo wyjątkowo mi się tam podobało), mam rano nieograniczone zasoby czasu i na śniadania znów serwuję przepiękne omlety, pancakes oraz wariacje na temat owsianki i kanapek.



Poza kuchennymi radościami i przyjazdem A. (który bojkotuje mojego bloga), jesień jest dla mnie czasem zmian, refleksji i planów na przyszłość, czasem, w którym czuję wybitny niedosyt życia i przytłacza mnie codzienność i moje niezdecydowanie (dylemat życia: zapisać się na basen czy na aqua aerobic w ramach wuefu). Z jednej strony nie mogę doczekać się roku akademickiego, Szczecina, życia towarzyskiego, imprez, kina, MIASTA. Z drugiej, przepełnia mnie lęk, że znowu lenistwo i pragnienie popołudniowych drzemek zdeterminują moje życie i plany podciągnięcia się w nauce, ukulturalnienia, zdobienia drewnianych perdółek i pisania, legną w gruzach. I wśród takich zwyczajnych, codziennych dylematów smarkatej studentki, zadziwiająco często pojawia się pytanie: jak będzie wyglądać moje życie za pięć lat? Ogólnie rzecz biorąc, wiem, że idę w dobrym kierunku, aczkolwiek są takie aspekty mojego życia, z których nie jestem zadowolona i które mają wielki potencjał, żeby spieprzyć moją przyszłość, a ja nie umiem, NIE CHCĘ podejmować pewnych decyzji.
Ponadto wyjechała panna P., pozostawiając po sobie nieprzyjemne wrażenie, że będziemy widywać ją rzadziej niż rzadko, panna G., z kolei, zawędrowała do Szczecina, przynosząc obietnicę ogromnej ilości wspólnie spędzonego czasu. Pani E. zakończyła remont mieszkania i już jutro odda w moje ręce swoją kuchnię, ażeby tradycji gotowania jej obiadów stało się zadość. Dodatkowo pod koniec października wraca moja babcia, skończy się zatem komfort mieszkania samemu, co też zapewne spowoduje u mnie wzmożoną aktywność pozadomową i wyrzuty, że gotuję dla całego Szczecina zamiast siedzieć na tyłku.

No cóż, wszystko wyjdzie w praniu, ja natomiast idę oddać się przyjemności picia herbaty, nakładania na siebie licznych maseczek i innych smarowideł oraz moczenia się w zbyt ciepłej wodzie. 

2 komentarze:

  1. Charlie, uwielbiam Cię czytać.
    Naturalnie zamrażarka, zamrażarka - za pomocą przyrostka -arka
    Pozdrawiam, Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie ta zamrażarka mnie zastanawia od dawna, z racji tego, że edytor nie podkreśla słowa "zamrażalka" jako błąd, sądziłam, że obie formy są poprawne.
      W każdym razie, już poprawiam :)

      Usuń