piątek, 15 lutego 2013

Sto tysięcy spraw nieistotnych

Chińczyk, mejle do wykładowców o trzeciej w nocy, Magia i Miecz, domowe pączki, wino, mrucząca Ryszardka, pancakes, huśtawki o północy i gromadny katar - oto patroni minionej sesji, która została zakończona nad wyraz pomyślnie (KTO MA PIĄTKĘ Z GENETYSI?!). 

Przede mną jeszcze dziesięć dni laby, do czego nie mogę się za bardzo przyzwyczaić, bo już dawno nie miałam tak dużej ilości wolnego czasu i dawno nie siedziałam tak długo w domu. Do głowy przychodzi mi tyle ciekawych rzeczy, które mogłabym zrobić, że nie wiem za co się zabrać, więc jak zwykle nie robię prawie nic sensownego, poza przekopywaniem Zszywki.pe-el, kręceniem włosów, gotowaniem obiadków, czytaniem książek (w końcu, wracam do formy!), testowaniem dziwnych patentów kosmetycznych, spaniem, oglądaniem Suits (Harvey <3) i pieczeniem bez, nawet podzielę się z wami przepisem!

BANALNE BEZY

Składniki:
 - 2 białka
 - 0,5 szklanki cukru (najlepiej pudru, ale normalny też może być)
 - szczypta soli
 - aromat do ciast (osobiście polecam pomarańczowy, bezy wychodzą z nim obłędne!)

Wykonanie:
Białka miksujemy ze szczyptą soli na sztywną pianę. Powoli, łyżkami, dodajemy cukier, cały czas miksując. Po zmiksowaniu formujemy bezy (rękawem cukierniczym lub dwoma łyżeczkami) na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Pieczemy w 130-150 stopniach przez około godzinę. Czas pieczenia zależy od tego, czy lubimy mocno wypieczone i chrupiące, czy miękkie w środku, dlatego najlepiej jest bezy próbować w trakcie pieczenia (ciepłe bezy zawsze są miękkie, więc przed spróbowaniem należy wystudzić).

Bezy stały się bardzo częstym gościem na moim stole, dzięki nim w końcu rozwiązałam problem białek jaj, pozostałych po pieczeniu, których zawsze szkoda mi wyrzucić. Świetna jest też wersja kokosowa: po zmiksowaniu białek z cukrem do masy wrzucam sporą ilość wiórków kokosowych i mieszam całość delikatnie drewnianą łyżką. Niestety, masa z wiórkami jest na tyle gęsta i zbita, że nie da się jej za bardzo wycisnąć z rękawa, więc kokosanki formuję łyżeczkami - nie są zbyt piękne, ale smakują obłędnie :)



Po wielu próbach w końcu udało mi się opracować taki sposób kręcenia włosów, który daje całkiem fajny efekt, jest banalnie prosty (papiloty z ręczników papierowych + odżywka w spreju) i po którym skręt faktycznie się utrzymuje, co w przypadku moich kudełków jest nie lada wyzwaniem, bo zazwyczaj żyją własnym życiem i mają gdzieś moje próby ułożenia.


Nie mogę doczekać się nowego semestru i chociaż minimalnego ocieplenia, bo przez zimę się zasiedziałam i rozleniwiłam wybitnie. W ramach walki z taką zimową stagnacją postanowiłyśmy z J. chodzić codziennie na długie spacery. Ja dodatkowo muszę zmodyfikować trochę mój sposób odżywiania, bo przez nawał nauki i urwanie głowy, w jadłospis wkradło mi się za dużo niezdrowych rzeczy. Planujemy też częściej chadzać do kina i chociaż raz zrobić sushi. 
W ogóle, sporo postanowień roi mi się w głowie, ale nie będę się nimi dzielić, bo zwykle ich nie dotrzymuję i później wstyd przed ludźmi :)

Z miłości do ładnych śniadań: przekładaniec z granoli, jogurtu greckiego i jagód z kompotu + świeży ananas z cynamonem + kawa z mlekiem

Z miłości do szejków :)

2 komentarze:

  1. Śniadania rzeczywiście, pięknie apetyczne :)
    Jaki jest przepis na takie boskie loki z ręczników papierowych :D?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Składam kawałek ręcznika papierowego na pasek szerokości mniej więcej dwóch centymetrów, spryskuję go odżywką w spreju (nie za dużo, żeby nie obciążyć włosów), na takie papiloty nawijam włosy, końce papieru dość mocno związuję, żeby dobrze się trzymały. Ja nawijam włosy zazwyczaj na 3-4 sztuki, wtedy wychodzą takie fajne, niezbyt drobne fale :)

      Usuń